piątek, 27 listopada 2015

19. ^Ja też cię lubię^

Oczami Lidii

Mimo, że na zegarze wybiła już północ, ja uczyłam się do strasznie ważnego sprawdzianu z chemii. Siedziałam i co chwila kończyłam i zaczynałam nowe zadanie. Gdyby nie to, że ten sprawdzian muszę napisać na cztery, to właśnie w tej chwili przewracałabym się na drugi bok. Ale jeśli dostanę z
niego dobrą ocenę, to wujostwo pozwoli mi spędzić święta z Sebastianem. Tak, wiem, że dopiero zaczął się listopad, ale muszę już z góry to załatwić, żeby potem mieć to z łba. Kiedy doszła druga, zasnęłam mimowolnie. I to jeszcze na książce z chemii. To by wyjaśniało moje koszmary o kwarcach...
Niestety, mój budzik był bezlitosny i jak co rano zadzwonił punkt siódma.  Jęknęłam i podniosłam twarz. Powoli powlekłam się do łazienki i spojrzałam w lustro. No pięknie... Strona, na której zasnęłam, odbiła się na moim policzku. Nie dość tego, przez niewyspanie, mam takie wory. Ten dzień zaczyna się tak pięknie...
Umyłam się i szybko przebrałam, dbając o to, żeby mój strój odciągał uwagę mojej okropnej buzi. Potem makijaż i gotowe. Nie wyglądam aż tak źle. Minusem jest to, że do końca nie mogłam umyć mojego policzka i cyferki dalej odznaczały się na mojej skórze. Trudno. Wzięłam głęboki wdech i zeszłam na dół, pakując po drodze plecak.
-Dzień dobry, kochanie- podeszła do mnie ciocia. -Uczyłaś się do późna, a później zasnęłaś nad książkami, tak?- zapytała.
-Jak to poznałaś?- zapytałam z lekkim zdziwieniem. Przecież dbałam o to, żeby nie wyglądać aż tak strasznie.
-Masz to wypisane na twarzy- zażartował wujek.
Od razu wiedziałam, że chodziło mu o tą odbitą stronę. On zawsze rano ma największe poczucie humoru, a przynajmniej, tak mi się zdaje.
Już po chwili w progu pojawiła się również Sylwia i witając się tylko z rodzicami usiadła przy stole. Jak to jest, że minęło już dużo czasu, a my dalej jesteśmy wrogami? Sama nie wiem. Myślałam, że jak dam jej czas, to samo przejdzie. Poczekam do świąt, jeśli wtedy nie nawiążemy kontaktu, przejmuję inicjatywę.
                                                 * * *
Weszłam do szkoły i od razu znalazłam wzrokiem moją paczkę. Miałam nadzieję, że przynajmniej oni nie skrytykują mojego dzisiejszego wyglądu.
-O mój Boże.. Chyba serio wzięłaś się za tą chemię- zauważyła Emilka.
-Kochanie, jeśli ci nie pójdzie, to ja do ciebie przyjadę i nikogo nie będę pytać się o zdanie- przytulił mnie Sebastian.
-Ale przecież święta spędzisz z dala od rodzinnego miasta- wspomniałam.
-Zrezygnuję z tego wyjazdu, jesteś ważniejsza.
-To słodkie- pocałowałam go.
-Kocham cię.
-Ja ciebie bardziej.
-Nie, ja najmocniej- zaczęliśmy się kłócić.
-Ja najnajmocniej.
-Ja kocham was wszystkich najmocniej i proszę się zamknąć, skarby- wykrzyknął Leon.
Mimowolnie zaczęłam się śmiać. Biedny Leoś... Nie ma dziewczyny, a cały swój wolny czas musi spędzać wśród całujących się par.
-Przepraszam, nie zauważyłem cię- powiedział Sebastian, poklepując go po plecach.
-Jak zawsze- Leon zrobił minkę smutnego szczeniaczka.
-Wal się, to na mnie nie działa.
-Ty się wal.
-Walniecie się na następnej przerwie, bo jakbyście nie zauważyli lekcja zaczęła się już cztery minuty temu- Emilka wskazała na duży zegar wiszący na równoległej ścianie.


Oczami Kasi

Dzisiaj nocuję u Elizy. Oby jej brat był obecny... Całą noc dzisiaj rozmyślałam, co może się wydarzyć. Muszę zrobić dobre wrażenie. Po prostu muszę!
-Gotowa?- podeszła do mnie Elizka.
-Chyba- wzięłam głęboki wdech.
Przed chwilą skończyły się lekcje, więc pozostało nam teraz tylko szybkim krokiem dojść do jej domu. Niech ten czas prędzej płynie! Gdy byliśmy już blisko, serce zaczęło mi szybko bić, a oddech stał się coraz głębszy. Kiedy wreszcie dotarliśmy na miejsce moje nogi zamieniły się w watę. I zupełnie nie miałam nad nimi kontroli. Gdybym przynajmniej wiedziała co się stanie później, nie denerwowałabym się aż tak.
                                                             * * *
Przyszedł wieczór, więc razem z Elizą przebrałyśmy się w piżamy. Potem szybko obejrzałyśmy jakiś nudny film, a następnie poleciałyśmy wziąć jeszcze prysznic przed snem. Do tego czasu brat
przyjaciółki nie był obecny w domu, więc nie byłam w humorze. Bardzo często wyglądałam przez okno i obserwowałam przechodniów, co chwila dopytując się Elizki, czy to na pewno nie Łukasz.
-Może napisz do niego sms- zachęcałam Elizę.
Ona tylko przewróciła oczami, ale widząc mój wzrok, wzięła urządzenie do ręki, postukała chwile w ekran telefonu, a następnie podała mi go.
-Kiedy przyjedziesz?- przeczytałam głośno, a następnie spojrzałam na nią wdzięcznym wzrokiem.
-A pamiętasz plan?- zapytała.
-Ty masz go zwabić do pokoju, ja mam wyjść z łazienki, mega zdziwiona i... Dalej nie pamiętam. Co mam robić dalej?- zaczęłam panikować.
W tym momencie usłyszałam trzask drzwi i stłumiony krzyk:
-Już wróciłem!
-To mój brat- pisnęła Elizka. -Poczekaj tu, ja już go ściągam- wstała z łóżka i ruszyła do drzwi. -No na co czekasz? Chowaj się w kiblu!
Chwilkę siedziałam z taką miną, że nawet szkoda gadać. Na raz miałam tysiąc myśli. Przecież nie pamiętam planu, nie poprawiłam makijażu, nie wiem o czym z nim gadać... W tej chwili usłyszałam ich kroki. Są już tak blisko! A ja co robię? Siedzę i biję się z myślami. Momencik... Przecież już dawno miałam być w jej łazience! Natychmiast wstałam i wielkimi susami przemierzałam jej pokój. Kiedy byli tuż za drzwiami, zaczepiłam się stolik i runęłam jak długa na podłogę. Cholera! W momencie, kiedy przeżywałam bliskie spotkanie z podłożem, oni byli już w pokoju.
-Nic ci nie jest?- podbiegła do mnie przyjaciółka.
-Nie- syknęłam i spróbowałam się podnieść. -Ała!- krzyknęłam. Moja noga bolała jak nie wiem co.
W okolicach kostki była cała spuchnięta i do tego nie mogłam nią ruszać!
-Trzeba jechać do szpitala, kategorycznie- zarządził Łuki.
-No to zawieź ją! Na co czekasz?- dziewczyna podała mu kluczyki od jego auta.
-Ale ja nie mogę chodzić- stwierdziłam masując sobie bolące miejsce.
Po chwili poczułam, jak chłopak bierze mnie na ręce i niesie w stronę wyjścia. Spojrzałam na jego twarz. Może nie byłam strasznie ciężka, ale mój ciężar nie sprawiał mu nawet najmniejszego problemu. Na jego twarzy nie malowały się żadne uczucia. To dziwne, zawsze umiałam rozczytać emocje, a on był dla mnie zamknięty, jak jakieś tajemnicze pudełko. Wójtowicz na moje nieszczęście spojrzał na mnie w tym samym momencie, kiedy ja mu się przyglądałam. Nasze spojrzenia spotkały się w tym samym momencie. Jejku, jakie on ma śliczne oczy. Zapatrzyłam się w nie. Zapomniałam nawet o bólu. Miłą chwilę przerwał fakt, że już doszliśmy do samochodu. On ułożył mnie delikatnie na przednim siedzeniu i sięgnął po pasy.
-Sama się zapnę- stwierdziłam.
On tylko się uśmiechnął i nie posłuchał mnie. A ja byłam z siebie zadowolona, że w jego towarzystwie udało mi się coś powiedzieć. Zazwyczaj zapominam języka w gębie, ale plotę piąte przez dziesiąte.
Ruszyliśmy. Widać, że szanuje swój samochód. Był w środku, tak samo, jak i na zewnątrz- bardzo zadbany. Jechaliśmy powoli i nie odzywaliśmy się do siebie. Przeszkadzała mi ta cisza.
-To twój samochód?- zapytałam niepewnie.
Pogratulowałam sobie w myślach bardzo kreatywnego pytania, ale przynajmniej zwróciłam jego uwagę na swoją osobę. On spojrzał się krótko na mnie i wrócił wzrokiem na drogę.
-Tak- odpowiedział po długiej przerwie... Za długiej. Szczerze to myślałam, że jest bardziej rozmowny. No niby Eliza wspominała coś, że z natury jest cichy i ułożony, ale kto by jej słuchał?!
-W ogóle to dziękuję- ciągnęłam rozmowę.
-Opowiedz mi coś o sobie- przerwał.
Wzięłam głęboki wdech. Kaśka, tylko nie palnij nic głupiego!
-Jestem Kasia, na nazwisko mam Popławska. Mam 15 lat i 162 cm wzrostu. Przeprowadziłam się niedawno do wujków, z mojego rodzinnego miasta, bez zapytania się mnie o zgodę. Po prostu stwierdzili, że tak będzie lepiej. Lubię gotować, ale tylko czasami. Moją ulubioną piosenkarką jest Ellie Goulding- plotłam bez przerwy -Uwielbiam czarny kolor. Czasami za dużo filozofuje, no, ale to chyba moja pasja. Nie uprawiam żadnego sportu. Jak byłam mała to chodziłam na lekcje tańca, ale już na szczęście tego nie robię. Lubię też ryż i wysokich chłopców...- nagle przerwałam. Miałam nie walnąć żadnej wtopy, a tu dupa.
-A jakich chłopców jeszcze lubisz?- posłał w moją stronę tak zniewalający uśmiech, że zapomniałam języka w buzi.
Przez następne sekundy, tylko się jąkałam. Trzasnęłam swój mózg i postawiłam go do pionu. Wreszcie zaczął myśleć, albo tylko tak mi się wtedy wydawało.
-Lubię szatynów i lubię też ciebie.
Cholera! Co ja gadam?! Poczułam, jak robię się czerwona. Ojej, no.. Po chwili jednak nabrałam odwagi i na niego spojrzałam. Wpatrywał się we mnie swoimi pięknymi oczami. O Boże... Jaki on jest idealny.
-Ja też cię lubię- przyznał, wracając wzrokiem na drogę.
Poczułam tysiąc emocji na raz. Nie wiedziałam czy się odezwać, a może uśmiechnąć... Nie miałam bladego pojęcia! Otworzyłam lekko usta i wpatrywałam się w jakiś punkt przed sobą. Jejku, co się ze mną dzieje?!
                                                     ***
Witojcie! :D
Rozdział spóźniony tak bardzo, wieeeeeeeem xd
Ale nie będę rozpisywać, bo obiecałam dodać rozdział, a nie moją notkę :3
No dobra, a więc...
-Dzięki, że mimo tej długiej nieobecności dalej to czytacie ♥ lovkiiiii.
-Następny postaram się dodać jeszcze w tym roku :)
-Komentujcie, walcie śmiało swoje uwagi i dawajcie linki do swoich blogów, na które bardzo chętnie zajrzę <3
DZIĘKUJĘ jfnvjfbeugbue ♥